2011-08-25

Mount Si High

Hej!
Zacznę może od tego, że nie wiem co jaki czas będę pisała, ponieważ nie mam tu za dużo czasu (a jeszcze się szkoła nie zaczęła nawet, haha), a jak już mam wolną chwilę to jestem tak zmęczona, że nie jestem w stanie czegokolwiek napisać.
Dużo osób pyta mnie o to jak się dogaduję z rodzinką, i powiem wam, że są wspaniali :). Już drugiego dnia czułam się jak u siebie w domu, a z każdym dniem jest coraz lepiej i fajniej. Z host siostrą dogaduję się w miarę dobrze.. Dzisiaj miałyśmy chwilę spędzić razem trochę czasu, mamy coraz lepsze kontakty :). Moja rodzina żyje bardzo szybkim tempem (to dlatego chcieli mi znaleźć inną host family), ale mi to nie przeszkadza. Są bardzo mili i aktywni. Nie jemy fast foodów w ogóle.. Mam wrażenie, że tutaj chudnę zamiast tyć. :D. Z czego jestem bardzo zadowolona, hihi. Jak chcecie wiedzieć coś więcej to pytajcie w komentarzach a odpowiem później.


Teraz przejdźmy do szkoły... Byłam na Wildcats Days (nowi uczniowie się rejestrują, płacenie opłat, zbiórki pieniędzy dla różnych wydziałów sportów, oprowadzanie po szkole) w poniedziałek, żeby się zarejestrować etc. Niestety nie mam jeszcze planu lekcji, bo rozmowę mam dopiero na poniedziałek. Mt Si jest naprawdę bardzo ładne, duże (tak, będę się gubić), ale także dosyć przejrzyste i proste do zapamiętania. Poznałam mnóstwo osób, głównie cheerleaderek, ale nie tylko. :). Wszyscy są przyjaźnie nastawieni.. Przez to, że trzymałam się u boku mojej h.mamy (a moja h.mama udziela się w szkole, więc wszyscy ją znają) ludzie wiedzieli że jestem z wymiany i zawsze jak przechodzili to się do mnie uśmiechali, co było słodkie.




Jak widać zaopatrzyłam się w bluzę Wildcats <3 Mam jeszcze kubek na wode lub kawę z Kotem.




W między czasie byłyśmy jeszcze na mani pedi, greckiej restauracji, na zakupach i na akrobatyce Chloe (a właściwie to Chlo była, my pojechałyśmy w tym czasie do Bestbuy kupić mi to coś do kontaktu). Później pojechałyśmy do Jen i Luki (przyjaciół Carmen), którzy są megaa! Uwielbiam ich ;D. Mają mnóstwo zwierzaków - od koni, przez kurczaki na kotach i psach kończąc.
Tu mam zdjęcie z jednym z ich kotków:


Wczoraj mieliśmy troszkę luźniejszy dzień, więc nadrobiłam zaległości w emailach, na facebooku, pogadałam z rodzicami. A jak wróciła Chloe z Aladdinem (jej chłopakiem) to obejrzeliśmy jakiś film..
H.Mama i jej koleżanka wyciągnęły mnie na spacer z Elvisem, także tu mam zdjęcie z naszego hike:

Oo, i mam na sobie koszulkę swypa :D YEAH!

Dzisiaj musiałam wstać wcześniej, bo jechałyśmy na trening Chloe, a później szukałyśmy sukienki dla mamy na jakąś oficjalną imprezę na którą idzie dziś wieczorem. :)


Pokażę wam jeszcze moje pierwsze zdjęcie po tym jak weszłam do mojego nowego domu z Elvisem i Ginger:

Wybaczcie moją minę na tym zdjęciu, haha.


Okay, to tyle na dziś. :). Mam nadzieje, że macie cudowny dzień, wieczór czy noc (nie wiem kiedy to będziecie czytać). Ja tymczasem będę się cieszyć moim amerykańskim snem :))).
xoxo, I.

2011-08-22

I'm here! :D

Hej :) Jestem w pracy u mojego host taty, wiec napisze troszke o tym co sie dzialo przez ostatnie dni (to bylo w planach, niestety zbyt duzo zajela mi opowiesc o lotach ;D). Od razu przepraszam za brak polskich znakow, ale uzywam angielskiego laptopa, a nie chce mi sie przestawiac jezyka :).

Jestem tu juz od trzech dni i uwierzcie mi jest CUDOOOWNIE! Juz pierwszego dnia czulam sie jak w domu, haha, ale opowiem wam wszystko od poczatku:

W piatek rozpoczelam pakowanie i uwierzcie mi nie bylo to takie proste ;). 23 kilogramy to zdecydowanie za malo! Ja mialam dwie walizki po 23 kilo i nadal mialam problem z upchnieciem wszystkiego co chialam... Skonczylo sie na tym, ze prawie nic nie wzielam hahahah :D.
Pozniej zjadlam typowo polski obiad - rosol, schabowy etc. Pozegnalam sie z paroma osobami (tak Em, miedzy innymi z toba) i poszlam spac, a przynajmniej mialam taki zamiar... Stres byl coraz wiekszy i jak nie denerwowalam sie przedtem tak wtedy nie wiedzialam co mam ze soba zrobic. Wkoncu zasnelam. Nie na dlugo bo zaraz trzeba bylo wstac i jechac na lotnisko.

WARSZAWA - AMSTERDAM

Wstalam jakos po 2, wyszlam z domu o 3:40, a na lotnisku bylam okolo 4:10. :). Odprawe mialam za soba, bo robilam to online, wiec pozostalo mi tylko oddanie bagazy, pozegnanie z rodzicami i pojscie do gate ;). Lecialy ze mna 4 dziewczyny: Monika, Kasia, Marta i Justyna ;))) (ich blogi mozecie znalezc z prawej strony). Jedynym problemem bylo to ze siedzialysmy w roznych miejscach, a nie kolo siebie.. Na ratunek przyszla kolezanka mojej mamy, ktora caly czas byla ze mna, nawet weszla ze mna do samolotu.. Jak wychodzila pogadala ze stewardesa, i tuz po starcie wszystkie siedzialysmy juz w jednym rzedzie. Lot byl bardzo przyjemny, obsluga KLM bardzo mila, a z Kasia bylysmy tak zagadane ze nie wiedzialysmy ze juz ladujemy, haha.. Kapnelysmy sie jak juz bylismy na ziemi :D.

Lotnisko w Amsterdamie! OGROMNE! Musialysmy sie dostac z terminala D do E. Niby blisko, no nie? Coz, szlysmy i szlysmy i szlysmy i szlysmy a konca nie widac. Wkoncu jakos dotarlysmy. Sprawdzili dokumenty naszej piatce razem, pozniej bagaz podreczny, na koniec skanowali cialo w tej tubie. Jak juz to przeszlysmy, musialysmy czekac ponad godzine na wylot. Tu byla akcja pod tytulem 'Internet'. Nie moglam ogarnac ktora siec jest bez hasla, wiec polecialam do pana z obsugi przeswietlania bagazy, ten mi wytlumaczyl co i jak i cala nasza piatka zasiadla do facebooka. :)). Pozniej bylo grupowe zdjecie i wejscie na poklad.

AMSTERDAM - SEATTLE

Samolot olbrzymi, telewizory w zaglowkach i wszystko to co jest w wyposazeniu transatlantyckich lotow :). Tutaj znowu bylysmy rozrzucone po calym samolocie, ale dziewczyny szybko sie zamienily, pozniej ja zamienilam sie z pewnym panem, ktory usiadl na miejscu dziewczyny ktora usiadla na moje miejsce, takze wszyscy zamieniali sie ze wszystkimi. :) W trakcie tych prawie 10 godzin lotu, spalam moze z 2 godziny, obejrzalam film Arthur, czytalam gazete, uzupelnialam te kartki co rozdaja na poczatku lotu, i siedzialam albo z Monika i Kasia albo z Justyna i Marta, bo siedzialy w innym miejscu. W pewnym momencie stwierdzilam ze czuje sie w tym samolocie jak w domu, bo tak dklugo juz w nim bylam, hah.
Nie rozumiem o co ludziom chodzi z jedzieniem w samolotach. To ktore dostalismy bylo bardzo dobre. Najpierw byl kurczak z ryzem i jakims sosem, a pozniej juz na godzine przed ladowaniem pizza i lody. ;). W miedzyczasie jakies ciasteczka itd. Bylam w szoku, ze to jedzenie mi tak smakowalo :D.

Anyway.. Po wyladowaniu udalysmy sie do kolejki gdzie sprawdzaja dokumenty, stepluja cos, i generalnie wpytuja co, po co i dlaczego. A jeszcze zdjecie robia :). Do ktorego bylam za niska, yaay! :D. haha. Cieszylam sie jak nie wiem, ze to przeszlam, zjechalam na dol, wzielam bagaze i wszystkie podeszlysmy do panow, ktorzy biora te niebieskie karteczki i wpuszczaja cie do kraju. Oczywiscie, nie bylabym soba gdybym  a) czegos nie zgubila, b) nie robila zamieszania. Okazalo sie ze nie mam tej kartki! Pan Officer zaczal odliczac mi czas na znalezienie, ja juz o malo tam ryczalam, jakas pani zaczela mi sprawdzac paipery i torebke, ale kartki jak nie bylo tak nie bylo... W miedzyczasie dziewczyny juz poszly zobaczyc sie ze swoimi rodzinami wiec zostalam sama. W koncu zawolali jakas inna pania, ktora pojechala ze mna na gore do okienek, ze moze to gdzies zostawilam. Nigdzie jej nie bylo, ale w koncu slysze jak ktos krzyczy moje nazwisko odwracam sie a tam inny pan ze zlowrogim wyrazem na twarzy z innego okienka macha do mnie moja niebieska karteczka. Jak juz ja odebralam to sie nieznacznie do mnie usmiechnal, ale i tak bylam przerazona, bliska placzu i nie moglam wyksztusic slowa. Jak juz zjezdzalysmy na dol pani ktora ze mna byla zaczela ze mna rozmawiac o tym po co jade itd. okazalo sie ze wie gdzie jest moja nowa szkola.. Nie byla to prawdziwa rozmowa bo jak juz mowilam, ledwa co powstrzymywalam sie od lez. Wzielam moj bagaz i znowu podeszlam do pana od korego zalezal moj pobyt w USA. Tym razem gratulowal mi mojego szczescia i smial sie razem z innymi officerami ze zrobilam tyle zamieszania, hah. ;)
Pozniej trzeba bylo wejsc do pociagu przejechac jedna stacje, wysiasc, przejsc kawalek, wjechac na gore i tam powinna byc twoja rodzina. :). Moja juz wczesniej powiedziala mi ze sie spozni, wiec nie panikowalam.. Troche ochlonelam jak znalazla mnie pani z CHI.. Okazalo sie ze rodzina Justyny utknela w korku wiec bylysmy razem.
Ja coraz bardziej nie moglam uwierzyc ze jestem w Ameryce, ze mi sie udalo! Nadal nie wierze ze tu jestem. Mam takie momenty ze musze sie uszczypnac, bo mam wrazenie ze to zwykly sen i zaraz sie obudze :).

Takze oto jestem! Jakies 10000km zdala od domu.. Chociaz moze nie do konca, bo tu jest moj nowy, drugi dom. :)

PS. Nie moge narazie dodawac zdjec, bo nie mam kabla zeby je zrzucic na laptopa. :). Jak uda mi sie kupic , lub rodzice mi go dosla to cos wrzuce. Bede pewnie przez jakis czas dodawac zdjecia zrobione przez moja host mame. :)

Pozniej napisze co bylo jak mnie odebrali z lotniska, i co robilam przez te pierwsze 3 dni na drugim koncu swiata!

xoxo,

2011-08-09

Details, details...

Nadszedł czas na konkretne informacje o moim roku w USA. ;);)

Z kim jadę? - Almatur, CHI.

W jakim stanie będę? - Waszyngton

Jak widzicie będę mieszkała na samym końcu Stanów, ale nie uważam tego za złą rzecz. Wręcz przeciwnie, cieszę się że będę w WA. Wiadomo, wszyscy jadący na wymianę w głębi serca marzą o Californii, ale nie wszystkim jest to dane. Mi się trafił deszcz, który towarzyszyć mi będzie przez prawie całe 10 miesięcy, ale nie ma co narzekać. Wychodzę z założenia, że nie zależnie gdzie trafisz to będzie spełnienie marzeń, a tylko ty jesteś odpowiedzialny za to jak ten rok wykorzystasz. :):)


Z kim spędzę przyszły rok?

Tutaj, na początek, trochę wytłumaczenia, ze względu na to, że moja sytuacja nie jest typowa... Moja host mama pracuje w CHI, przydziela uczniów do rodzin itd. W krótkiej wersji: spodobałam się jej i mnie wzięła. Okazało się jednak, że będzie moją Welcome Family, ponieważ w tym roku ma zbyt dużo na głowie (tak samo jak reszta rodziny). Co za tym idzie szukała mi nowej rodziny. Wyszło jak wyszło i na dzień dzisiejszy mam mieszkać u niej.. Zobaczymy czy się to zmieni w ciągu roku szkolnego :).

Host mama - Carmen
Host tata - Deric
Host siostry - Chloe (w moim wieku)
Host psy - Ginger i Elvis


 





 Moja rodzina ma jeszcze jedną córkę, która mieszka na Hawajach :):).  Także nie będę z nią mieszkać.. Za to w domu jest jeszcze babcia. Z tego co jesteście w stanie zauważyć Chloe jest cheerleaderką w swojej szkole i tak jak host mom mówiła ich życie kręci się wokół jej zawodów, meczy itd. :). Jeździ też na zawody stanowe, a w tym roku będzie uczestniczyła w paradzie w NY na święto dziękczynienia. Dodatkowo lubią podróżować i są ciekawi nowych kultur. Mój host tata lubi jeździć na wycieczki rowerowe, a host mama lubi robić rzeczy na drutach, chodzić na spacery i robić zdjęcia. Myślę, że są dosyć aktywną rodziną, która lubi pokazywać amerykańską kulturę wymieńcom. Z tego co wiem, już paru ich mieli. Więcej będę przekazywać wam na bierząco :).

Szkoła - Mt Si High School

http://www.mountsihighschool.com/

Widok z satelity

Zdjęcia szkoły z zewnątrz i w środku, jak i okolicy znajdziecie tu




Oficjalne logo drużyn sportowych

Jak przylecę już do Ameryki, pójdę z Carmen zarejestrować się w szkole. Z tego co z nią rozmawiałam upewni się że będę w 12 klasie (Seniors) żebym mogła robić wszystkie fajne rzeczy jakie robią seniorzy! Nie mogę się doczekać!!!
Nie wiem jeszcze jakie przedmioty wybiorę, jaki sport (tak Idu, cheerleading pewnie :)). Więcej dowiem się jak już tam będę.
Jedyne co wiem teraz to, że ta szkoła jest OGROMNA! Po prostu olbrzymia. I już wiem że się w niej będę gubić.

Lot
Oooh, tutaj jest naprawdę fajnie! Lecę z 4 innymi osobami (:**). Już się nie mogę doczekać!!! :D.
Wylatuję z Warszawy 20 sierpnia o 6:05. Później mam przesiadkę w Amsterdamie. Czekam 2 godziny na lotnisku i lecę do Seattle. W WA, jak wszystko pójdzie zgodnie z rozkładem, lądować będę o 10:30. Cała podróż ma trwać 14 godzin (od pierwszego lotu, to lądowania w SEA).

Zostało 11 dni do mojego wylotu. Kupiłam już walizki, teraz tylko muszę zacząć się pakować. No i jeszcze  zostają pożegnania... Podejrzewam, że będzie to najtrudniejsza rzecz jaka mnie czeka przed wyjazdem.

Zdjęcia widoków zrobione przez Carmen :)





Napiszę pewnie jeszcze z Polski.
Jeżeli macie jakieś pytania jeszcze piszcie w komentarzach, albo na emaila izabela.k.94@gmail.com


Xoxo,

2011-07-24

If you can dream it, you can do it!

Jak to się zaczęło, spytacie? Otóż od ponad 5 lat marzyłam o tym, żeby wyjechać do USA. Tym bardziej, kiedy zaprosiła mnie moja daleka rodzina, żebym ich odwiedziła w wakacje. Niestety, co roku kończyło się to odmową ze strony mojej mamy. I miała racje. Byłam za mała i za mało odpowiedzialna żeby wybrać się w taką podróż. Jendak moje marzenie nadal pozostało żywe... Pewnego dnia znalazłam informację o wymianie do Ameryki do High School, przekonałam rodziców (co wbrew pozorom nie było trudne) i już za 26 dni opuszczę Polskę i polecę na drugi koniec świata na 10 miesięcy.
Jak się czuję? Szczęśliwa, z domieszką strachu przed nieznanym..

Ale jak to mówią "Czas na przygodę!" i w pełni się z tym zgadzam!